[Recenzja] Television - "Marquee Moon" (1977)



Punkrockowa rewolucja niewątpliwie miała wiele negatywnych następstw. Takich jak całkowita zmiana oblicza przemysłu fonograficznego i muzycznego mainstreamu, które odcięły się od bardziej ambitnych rodzajów muzyki. Lecz z drugiej strony, równolegle z punk rockiem pojawiły się takie nurty, jak post-punk czy new wave, ściśle z nim powiązane, ale pod wieloma względami będące jego przeciwieństwem. Przede wszystkim była to muzyka znacznie bardziej wartościowa artystycznie, nie tak prostacka i prymitywna. W tzw. podziemiu działało wiele grup, które eksperymentowały i poszukiwały nowych rozwiązań, niejako przejmując rolę pełnioną dotychczas przez progrockowych gigantów, którzy w tamtym czasie woleli się skupiać na pisaniu popowych przebojów, aby tylko utrzymać się w mainstreamie.

Co ciekawe, więcej ambitnego punku (choć brzmi to jak oksymoron, wcale nim nie jest) powstawało w Stanach, niż w Wielkiej Brytanii. Wiele interesujących rzeczy działo się na scenie nowojorskiej, której jednym z najważniejszych i najlepszych przedstawicieli jest grupa Television. Zespół rozpoczął karierę w 1973 roku, a cztery lata później opublikował swój debiutancki album "Marquee Moon", uważany za jedno z najbardziej wpływowych dzieł muzyki rockowej. Od razu warto zaznaczyć, że zawarta na nim muzyka niewiele ma wspólnego z prymitywną twórczością Ramones czy Sex Pistols. Punkowa jest tu tylko warstwa wokalna. Śpiew Toma Varlaine'a nie jest może tak bełkotliwy, jak u Joeya Ramone'a czy Johnny'ego Rottena, ale i tak jego maniera bywa irytująca. Warstwa instrumentalna jest natomiast nieporównywalnie bardziej wyrafinowana, niż u wspomnianych wykonawców. Muzycy na pewno potrafią grać. Sekcja rytmiczna stara się urozmaicać swoją grę, a partie dwóch uzupełniających się gitar są wręcz porywające. Przoduje pod tym względem zwłaszcza dziesięciominutowy utwór tytułowy, w którym blisko połowę zajmują świetne gitarowe popisy. Choć do Television przylgnęła etykietka grupy post-punkowej, wyraźnie słychać tu inspiracje klasycznym rockiem (aczkolwiek nie brakuje również nowocześniejszych rozwiązań, charakterystycznych dla późnych lat 70. i kolejnej dekady). Wiele solówek, a także melodii, przypomina mi wczesną twórczość Quicksilver Messenger Service (szczególnie "Venus", ale też np. instrumentalna część tytułowego), kiedy indziej słyszę podobieństwa do Stonesów (zwłaszcza w balladzie "Guiding Light"). A skoro już mowa o melodiach, to te są często kapitalne, żeby wymienić tylko "See No Evil", "Prove It", czy najbardziej chwytliwy "Venus". Wspomnieć należy także o niesamowitym, podniosłym, lecz nie popadającym w pretensjonalność, finale albumu - "Torn Curtain".

"Marquee Moon" nie jest może szczególnie nowatorskim albumem - mamy tu raczej do czynienia z uwspółcześnieniem klasycznego rocka, a nie czymś zupełnie nowym - ale za to bardzo wpływowym. Do dziś czerpie z niego cała rockowa alternatywna (zarówna ta prawdziwa, jak i ta alternatywna tylko z nazwy). A że niewielu naśladowców - o ile jakikolwiek - tworzyło tak interesującą muzykę, to już nie wina Television.

Ocena: 9/10



Television - "Marquee Moon" (1977)

1. See No Evil; 2. Venus; 3. Friction; 4. Marquee Moon; 5. Elevation; 6. Guiding Light; 7. Prove It; 8. Torn Curtain

Skład: Tom Verlaine - wokal, gitara, instr. klawiszowe; Richard Lloyd - gitara, dodatkowy wokal; Fred Smith - gitara basowa dodatkowy wokal; Billy Ficca - perkusja
Producent: Andy Johns i Tom Verlaine


Komentarze

  1. Na razie słuchałem tylko raz, ale już teraz wiem, że to przefajna płyta. Takie granie jak najbardziej do mnie przemawia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znałem tego albumu do tej pory, a powiedzmy, że bardziej na poważnie zacząłem słuchać muzyki pod koniec lat 90-ych. Zaraz na początku nowego milenium był okres tzw 'nowej rewolucji rockowej', czyli wysyp bandow retro i indi rockowych. Z mojej perspektywy czasu, bardzo upraszczając, podzielę tamte bandy na post-Television i post-JoyDivision. Aż dziw bierze, że tyle zagrywek i melodii zerżnięto z tego albumu. Tylko tytułowy utwór kojarzy mi się z tyloma zespołami sprzed nastu lat, ze glowa boli. Sam ten fakt, jak dla mnie, świadczy o wielkości tej płyty.
    Miło jest jeszcze w życiu zaskoczyć się takimi niespodziankami.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jeszcze dodam, że zakupiłem wersje kompaktowa z 2003r, która jako bonus posiada singiel z 1975r - Little Johnny Jewel (Part1&2). Utwór ten świetnie pasuje do reszty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspominałem kilkakrotnie, że post-punk przejął rolę, jaką we wcześniejszych latach pełnił rock progresywny. Na przełomie lat 70. i 80. to właśnie przedstawicieli tego nurtu - oczywiście nie wszystkich - trzeba uznać za poszukujących twórców. Zwycięstwo post-punku nad progiem wynika też stąd, że prog okazał się ślepą uliczką. Do połowy lat 70. dostarczył kilkanaście, może trochę więcej wybitnych albumów, ale potem ich twórczy przestali poszukiwać (z wyjątkiem King Crimson, który poszedł w stronę post-punku właśnie, a później dalej śledził co się w muzyce dzieje), a naśladowcy jedynie powielali te same pomysły. Dlatego tego typu muzyka kojarzy się tylko i wyłącznie z pierwszą połową lat 70. Natomiast z post-punku wywodzi się praktycznie cała muzyka rockowa lat 80., 90. i XXI wieku, poza tą, która koniecznie chce być retro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to w ogóle mam problem z tym albumem jako post-punkiem. Przecież ta płyta Television ukazała się po debiucie Ramones, a przed debiutem Sex Pistols, czyli w środku rozkwitu punku.

      Usuń
    2. Bo post-punk tak naprawdę nie wywodzi się z punk rocka. Oba style powstały niemalże równolegle, a ich korzenie sięgają co najmniej końca lat 60., gdy działały takie zespoły, jak Monks, Velvet Underground i The Stooges (później były jeszcze New York Dolls i Modern Lovers, który już w 1976 roku miał bardzo post-punkowe brzmienie), czyli wszystko to, co dziś nazywa się proto-punkiem. To właśnie ci wykonawcy zapoczątkowali podejście typu DIY, czyli nie potrzebujesz szczególnych umiejętności by grać muzykę i nie musisz szlifować jej w studiu. W drugiej połowie lat 70. takie podejście po prostu zyskało wielu naśladowców. Twórczość tych, którzy ledwo ogarniali instrumenty i nie mieli żadnych ambicji, zyskała miano punk rocka. Ale były też zespoły, których muzycy trochę lepiej radzili sobie z instrumentami, mieli większe ambicje i lepsze inspiracje - ich twórczość nazwano post-punkiem. Te wszystkie nazwy muzycznych stylów często nie mają zbyt wiele sensu, a nawet wprowadzają w błąd. Po prostu jakiś dziennikarz wymyślił chwytliwą nazwę, która się przyjęła.

      Usuń
  5. Od paru tygodni regularnie słucham utworu tytułowego, jest w nim coś przyciągającego. Ale zarazem zawsze zastanawiam się gdzie w zagrywkach gitary słychać Quicksilver. Jakiś konkretny utwór? Dla mnie to po prostu plumkanie kiepsko zorientowanego w dźwiękach gitarzysty do rozwijającego się podkładu. Coś jak w wypadku The Cure, gdzie sekcja rytmiczna jest bardziej interesująca niż gitara.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi o podobieństwo do konkretnego utworu, to coś bardziej ulotnego, jak np. klimat

      Usuń
    2. Gdy się zafiksuję na jakimś utworze muzycznym to nie omieszkam sprawdzić jak największej liczby jego wersji: https://www.youtube.com/watch?v=2UxMEp45kf4

      Spotkałem się z opinią że to wykonanie podbiega pod koncertowe improwizacje Allman Brothers. Czy aby to nie jest już przesada? Szczególnie w intro, dwie grające w różnych tonacjach gitary to już wybitne niedbalstwo, którego nie można podciągnąć ani pod ART ani pod żaden POST

      Usuń
    3. Ale zdajesz sobie sprawę, że - abstrahując od powyższego przykładu - trzymanie się jednej tonacji to dopiero renesansowy wymysł, nieznany w wielu innych kulturach, a później takze w naszym kręgu kulturowym wielu twórców świadomie od tego odchodziło, tworząc utwory w dwóch tonacjach na raz? To się nawet fachowo nazywa bitonacja. Możesz w ten sposób osiągnąć efekt niemożliwy przy tradycyjnym podejściu. Serio w muzyce nie trzeba ściśle trzymać się regułek, można próbować wyjść poza schemat.

      Usuń
    4. Wiem jak najbardziej że nie jest to żaden obowiązek. Ale to zła furtka.

      Jednak wszyscy wiemy że w tym konkretnie przypadku to zwykła abnegacja.

      Usuń
    5. Teoria do czasu przedstawienia dowodów pozostaje teorią. Znajdź wypowiedź, w której muzycy stwierdzają coś w stylu: nie chcieliśmy wcale wypróbować jak wypadnie ten kawałek z bitonacją, po prostu coś nam nie pykło, to będziemy wiedzieć, że to zwykła abnegacja. To, że takiego zabiegu nie było w pierwotnej wersji, nie znaczy, że coś im na żywo nie wyszło. John Coltrane też w studiu zagrał "My Favorite Things" ładnie i poprawnie, a w koncertowych wykonaniach odchodził od tonalności. Zresztą właśnie słucham tej podlinkowanej wersji "Marquee Moon" - swoją drogą świetnej - i nie mam poczucia, że te gitary do siebie nie pasują. Z takim zarzutem może chyba wypalić tylko ktoś, komu na ASP / w szkółce gitarowej wbito do głowy jakaś podstawy teorii, którymi teraz sztywno się posługuje i przy każdej okazji chce się popisać, że odkrył w danym nagraniu abnegację.

      No i etykiety art-punk i post-punk jak najbardziej pasują, bo pierwsza oznacza mniej więcej tyle, co artystyczne ambicje - punkowe umiejętności, a drugą wskazuje na punkowe korzenie i wychodzenie poza ramy czystego punk rocka.

      Usuń
    6. Nie pisałbym dalej i tak, ale tym bardziej nie będę pisać dalej, bo ostatnie zdanie pierwszego akapitu jest zwyczajną szpilą. Po co miałbym się czymkolwiek popisywać? Moje ostatnie stwierdzenie w kwestii tego konkretnie koncertowego wykonania Marquee Moon: intro tego kawałka aż boli, a reszty nie porównałbym na pewno do improwizacji Allman Brothers. Ale pomyśl też, że gdyby w wersji macierzystej ten kawałek mi się jakoś nie spodobał to nie szukałbym miliona innych jego wykonań i nagrań. Jak np. tego - demo z pierwszym basistą wyprodukowane przez Briana Eno:

      https://www.youtube.com/watch?v=YS27RAXhBWQ

      No i właśnie dlatego uważam że etykieta punk jest szkodliwa nieważne z jakim innym epitetem występuje w nazwie. Spośród wszystkich podgatunków punka najbardziej znany jest punk punk, a zespoły z tego nurtu które najmocniej są zakorzenione w świadomości słuchaczy to Sex Pistols i Ramones. A tutaj ciężko doszukać się jakichś ambicji czy dbania o estetykę wykonania. Siłą rzeczy na inne zespoły grające w stylach określonych jako Coś-punk spada ta krzywdząca opinia, że skoro są punkami to są (w tym wypadku muzycznymi) brudasami. Jakby muzykę TV określić chociażby jako art-rock to podejście byłoby zdecydowanie inne. Czy uważasz, że wszędzie to niestrojenie da się tak samo obronić? Bo ja w żadnym wypadku tak nie uważam.

      To co napisałeś o etykiecie art-punk to jest właśnie to co ja nazwałem złą furtką.

      Usuń
    7. Podoba mi się ten pocisk na ASP i szkółki gitarowe. Znaczy, może to nie jakiś dosłowny pocisk i być może tylko ja tak to odbieram, ale czuję szczyptę jakiejś pogardy lub przynajmniej niechęci w tym komentarzu xD

      Usuń
    8. @Cymbergaj: Mnie przy słuchaniu tej wersji nic nie bolało, ergo to nie kwestia faktycznej nieudolności zespołu, a subiektywnego odbioru wynikającego z doświadczeń dwóch różnych słuchaczy.

      Wymyślasz sytuację, która być może nigdy nie zaistniała. Nawet jeżeli komuś punk rock kojarzy się tylko z Sex Pistols i zespołem na R., i nie są to pozytywne skojarzenia, to jeśli poważnie interesuje się muzyką, to prędzej czy później zapozna się z tymi ciekawszymi rzeczami wywodzącymi się z punka. A jeśli nie interesuje go poszerzanie horyzontów i wiedzy, to i tak by się z nimi nie zapoznał, choćby nie wiadomo jak określano taką muzykę. A te nazwy, które powszechnie się przyjęły i tak są bardzo sensowne, bo jasno wskazują, że to coś innego niż punk rock, ale od niego się wywodzącego i dzielącego z nim pewne cechy. Serio, nie ma powodów przypuszczać, że ktoś pomyśli, że trzy różne etykiety odnoszą się do jednej stylistyki i z tego powodu wnosić nie wiadomo w sumie o co. Żeby na całym świecie zaprzestano stosowania nazewnictwa, które przyjęło się dekady temu?

      @Pająk z Marsa: Stamtąd wychodzą przedstawiciele jednego z najgorszych typów słuchacza/krytyka-amatora. Tacy, co myślą, że jak są w stanie rozpoznać w jakiej skali jest grany dany utwór, to już wiedzą wszystko o muzyce, a myli im się np. Dream Theater z dobrą muzyką, bo to przecież takie trudne do zagrania. Nie mam tu na myśli nikogo konkretnego, to ogólne spostrzeżenia.

      Usuń
    9. Ja niestety nie znam nikogo po lub z ASP, więc ciężko mi powiedzieć, jakie typy słuchaczy czy krytyków się tam rodzą. Znaczy, jakieś 2 osoby kojarzyłem i przyznam, że jedna na pewno jakiegoś dobrego wrażenia na mnie nie zrobiła xD Progu jakiejkolwiek szkółki gitarowej też nie przekroczyłem, chociaż grywam na tym instrumencie z 11 lat już. Ale do tych drugich uczęszczają właśnie tacy, przynajmniej u mnie, którzy myślą, że Guns N'Roses, Dream Theater, Iron Maiden czy nawet jebany Hammerfall to jakieś apogeum muzyki xDDD I uczą tam tacy gitarzyści, którzy realizują się w takich gównach jak Guitar Force xDDD

      Usuń
    10. Podejrzewam, że gdyby mi puszczono ten utwór w tej wersji bez informowania co to za zespół/gatunek to mój odbiór byłby inny - lepszy. Inne utwory z tego albumu są już krótsze i bardziej konwencjonalne, więc do takiego "wybryku" też podchodzi się inaczej. Zobacz oprócz tego z czym się pojęcie punk kojarzy w Polsce - z Jarocinem. Albo co gorsza Lady Pank. To również wykrzywia postrzeganie tej etykiety.

      Tak szczegółowe gatunkowanie jest moim zdaniem szkodliwe.

      Ale nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie - podchwytliwe, dlatego obok odpowiedzi jest równie ważne jej rozwinięcie. Czy zawsze da się obronić niestrojenie?

      Czasem burdel i atonalność są fajne, ale w tym zespole za dużo było piosenkowania bym łyknął, że chcieli tu tworzyć coś typu "art"

      Usuń
    11. Czyli jesteś przeciwko szczegółowemu podziałowi na style, ale jednocześnie chcesz wyraźniejszego rozdzielenia między dobrym i złym punkiem? Nie widzę w tym sensu, ale ok.

      Oczywiście, że do każdego nagrania trzeba podchodzić w sposób indywidualny. Ale trzeba też "pozwolić" tworcom korzystać z takich środków, jakie uznają za słuszne, a nie tylko tych, które samemu uważa się za prawilne.

      Usuń
    12. Wszystko będzie już bardzo subiektywne co mi wytkniesz jeżeli ucieknę się do tych argumentów (np. subiektywna niechęć do słowa punk które krzywdzi muzykę wykazującą jakieś artystyczne ambicje, zresztą słowa punk można użyć jako obelgi języku angielskim. Rozdzielenia między złym a dobrym punkiem być nie może, bo tego co dobre po prostu bym nie nazwał punkiem), więc uznaj - jeżeli chcesz - że już kończę to zagadnienie i nie ustosunkowywuj się. Punk za bardzo kojarzy się określoną grupą społeczną, by tak po prostu szafować tym określeniem w stosunku do muzyki.

      TV są moim zdaniem za dobrzy, żeby wrzucić ich do tego wora. Tak, chwalę płytę powyżej. Pewien sens ma podział który jest na górze Twojej strony, oczywiście rozbudowany o słowo mówione (hip-hop) i muzykę zwrotkowo-refrenową (pop) ale i tutaj nie jest to coś co nie krzywdziłoby niektórych wykonawców i nie byłoby skażone uprzedzeniami słuchacza.

      Ale nie chce mi się za każdym razem zgadywać, czy muzycy chcą uzyskać zamierzoną atonalność, czy może to przypadkowe niedostrojenie, albo zwyczajne schrzanienie czegoś przez kiepskich muzyków. Pozwalanie i wiara w to że muzycy uznali coś za słuszne może doprowadzić do kuriozalnych sytuacji gdzie Kirk wylatujący na żywo poza tonację czy nienadążający za zespołem Lars mogą powiedzieć - chcieliśmy spróbować czegoś nowego. Znany z kiepskich solówek Rudolf bardzo kiepsko radzi sobie z artykulacją w solówce w wykonaniu "S.. L.. Y.." w Sopocie 2005, która brzmi tak jakby prosił żeby go dobić. To jeszcze bardziej jaskrawy przykład, gdyż jest to zespół który ambicji by odejść od brzmień przyjaznych masom nie miał żadnych.

      Nie wrzucam linków bo nie chcesz linków do gównianych zespołów i wykonań pod dobrymi płytami. Nawet nazw staram się nie wymieniać, by nie sprowadzać czytelników na manowce bezwartościowej muzyki, staram się więc trzymać poziom wypowiedzi, kulturę i dbać o szacunek do interlokutora. Ciebie też prosiłbym o powstrzymanie się od złośliwości.

      Usuń
    13. Czekaj, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Uważasz, że jak Tobie jakiś rodzaj muzyki kojarzy się źle, a będący jego przedstawicielem wykonawca kojarzy się dobrze, to należy przestać zaliczać go do tego rodzaju muzyki, pomimo stylistycznego pokrewieństwa?

      Rock, jazz, blues, elektronika, hip-hop, folk, itp. - to są gatunki, które często nie mają wiele ze sobą wspólnego. Ale każdy z nich ma wiele odmian (stylów). To bardzo przydatny podział, bo dzięki niemu mniej więcej wiadomo, czego po danym albumie się spodziewać. Jeżeli na RYM widzę etykietę "pop punk" to wiem, żeby trzymać się od tego z daleka. Ale gdy jest to "post-punk" to daje mi wskazówkę, że być może warto tego posłuchać. Więc im bardziej szczegółowy podział, tym lepiej. A dyskusja o tym, czy poszczególne nazwy są adekwatne czy nie, nie ma sensu, bo takie się przyjęły i tyle.

      Jako przykłady podajesz zespoły, które na żywo zawsze starały się jak najwierniej odegrać swojej kompozycje i które nigdy nie przejawiały większych ambicji artystycznych. Tutaj faktycznie nie ma wątpliwości, że każde odejście od pierwowzoru jest efektem błędu. Ale jeśli jakiś zespół na żywo wydłuża niemal dwukrotnie daną kompozycję, wyraźnie inspirując się improwizacjami The Allman Brothers Band czy Quicksilver Messenger Service (pomimo bardziej ograniczonych możliwości), to można go posądzać o pewne ambicje.

      Nie bądź już taki drażliwy i sztywny.

      Usuń
    14. Tak, mówiąc krótko tak. Chociaż wykonawca którego nie znam nie może kojarzyć się dobrze ani źle. Widzę jakiegoś wykonawcę, w opisie gatunku jest "punk" to myślę - dobra, nic dla mnie. A powyższa płyta zdecydowanie nie zasługuje na olanie. Tu podobieństwa nie słyszę (całe szczęście?)

      Może, ta dyskusja o gatunkach i ich zasadności świata nie zmieni, gatunki będą dalej niezależnie od tego jak będę argumentował za lub przeciw nim.

      Ja po prostu nie chcę się narażać, stąd ta "sztywność", a i tak zastanawiałem się czy nie jest manipulacją przywoływanie tych wykonawców.

      Usuń
    15. Ja tam jednak wolę, żeby taka systematyka opierała się na faktach (podobieństwach muzycznych), a nie czyimś widzimisię.

      A może warto z tego wyciągnąć naukę, by nie uprzedzać się z góry do całego podgatunku przed zapoznaniem się z tymi najbardziej znanymi płytami z różnych jego stylów?

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024