Posty

Wyświetlam posty z etykietą 2016

[Artykuł] Podsumowanie roku 2016

Obraz
UWAGA:  Poniższy artykuł prezentuje opinie pochodzące z grudnia 2016 roku, które w większości nie są aktualne. W tym roku wyjątkowo niechętnie zabierałem się do przygotowania podsumowania. Nie był to dobry rok dla muzyki. Wręcz tragiczny, jeśli wziąć pod uwagę liczbę muzyków, który w tym czasie odeszli. Byli to m.in. Greg Lake i Keith Emerson, Jimmy Bain, Piotr Grudziński, Nick Menza, David Bowie, Glenn Frey, Leonard Cohen, Leon Russell, Mose Allison, a także producent George Martin. Najgorsza jest świadomość, że kolejne lata będą jeszcze smutniejsze. Wielcy muzycy będą coraz częściej odchodzić, a następców jakoś nie widać. Wracając jednak do 2016 roku - nie był on również zbyt udany pod względem nowych wydawnictw. Z trudem uzbierałem dziesięć pozycji do rankingu. Choć muszę przyznać, że oprócz rozczarowań, nie zabrakło w tym roku także pozytywnych zaskoczeń, jak zaskakująco dobre nowe albumy Rolling Stonesów i Metalliki, czy kilka obiecujących debiutów, które dają cień

[Recenzja] The Rolling Stones - "Blue & Lonesome" (2016)

Obraz
Premiera nowego albumu tak zasłużonej grupy, jak The Rolling Stones, to wielkie muzyczne wydarzenie. Zwłaszcza, że od opublikowania poprzedniego długogrającego wydawnictwa grupy minęło już jedenaście lat. "Blue & Lonesome" nie przynosi jednak wyczekiwanego od dawna premierowego materiału. To zbiór bluesowych i rhythm'n'bluesowych standardów. Zespół niejako zatacza pełne koło, gdyż w początkach swojej działalności też grał głównie - choć przecież nie tylko - przeróbki cudzych kompozycji. Sama płyta powstała nieco przypadkiem, w przerwie od nagrywania własnego materiału. W ciągu trzech dni Mick Jagger, Keith Richard, Charlie Watts i Ronnie Wood - wsparci przez swoich stałych współpracowników oraz zaprzyjaźnionych muzyków, Erica Claptona i Jima Keltnera - spontanicznie zarejestrowali te dwanaście kawałków. Nad całą płytą unosi się taka swobodna atmosfera nieplanowanej sesji. I zapewne właśnie dlatego słuchanie tego materiału dostarcza mi znacznie więcej przyjemn

[Recenzja] Pink Floyd - "The Early Years 1967-1972: Cre/ation" (2016)

Obraz
Najnowsza kompilacja Pink Floyd nie jest kolejnym niepotrzebnym zbiorem najsłynniejszych nagrań. To wybór materiału z wydanego równolegle boksu "The Early Years 1965-1972". Fajnie, że w końcu postanowiono przypomnieć ten wczesny okres, jeszcze sprzed ogromnego sukcesu "The Dark Side of the Moon", kiedy grupa robiła najbardziej kreatywne rzeczy. Boks zawiera głownie nagrania spoza albumów studyjnych, w większości wydane oficjalnie po raz pierwszy. Niestety, ma też wady. Przede wszystkim jest bardzo obszernym wydawnictwem, obejmującym ponad trzydzieści płyt, zarówno kompaktowych, jak i DVD oraz Blu-ray. Problem w tym, że na tych ostatnich zdublowano dokładnie ten sam materiał, przez co trzeba zapłacić dwa razy za to samo. Kupujący powinni mieć wybór, czy chcą wersję z płytami DVD, czy Blu-ray. Tymczasem wszystko wrzucono do jednego boksu, a jego cena jest w rezultacie absurdalnie wysoka. Znacznie tańszym wydawnictwem jest natomiast opublikowany równolegle "The Ea

[Recenzja] Metallica - "Hardwired... to Self-Destruct" (2016)

Obraz
Metallica od dawna polaryzuje słuchaczy. Dla prawdziwych metalowców skończyła się na "Kill 'em All", swoim długogrającym debiucie. No, może na "Ride the Lightning", "Master of Puppets", najdalej na "…And Justice for All". Później były już tylko próby dotarcia do masowego słuchacza, koniunkturalny powrót do korzeni na "Death Magnetic" oraz kompletnie niezrozumiany "Lulu", gdzie kwartet wcielił się w zespół wspierający Lou Reeda, dawnego frontmana The Velvet Underground (bardzo ważna kapela w rozwoju rocka, wstyd nie znać). Ale jest też liczniejsze grono słuchaczy i głównonurtowych krytyków, dla których Metallica to jedna z grup wszech czasów, o której można pisać wyłącznie z pozycji kolan, a jeśli już wykazywać mniejszy entuzjazm, to wyłącznie w stosunku do kontrowersyjnych "St. Anger" i "Lulu". Moje podejście do Metalliki jest zdecydowanie chłodniejsze niż u obu tych grup. Był to ważny zespół w moi

[Recenzja] Queen - "On Air: The Complete BBC Sessions" (2016)

Obraz
To już niemal tradycja, że w listopadzie ukazuje się nowe wydawnictwo z archiwalnym materiałem Queen. Zapewne związane jest to z datą śmierci Freddiego Mercury'ego, który zmarł 24 listopada 1991 roku - niemal dokładnie ćwierć wieku temu. Tym razem nie jest to jednak zapis jednego występu, jak wydane w poprzednich latach "Live at the Rainbow '74" i "A Night at the Odeon - Hammersmith 1975", a zbiór sześciu sesji radiowych, jakie zespół dał na przestrzeni lat 1973-77. Dotąd oficjalnie opublikowane były tylko dwie z tych sesji, mianowicie pierwsza i trzecia, które ukazały się na wydanym w 1989 roku albumie "Queen at the Beeb". "On Air: The Complete BBC Sessions" zawiera komplet radiowych nagrań, z których większość właśnie tutaj ma swoją premierę. Aż pięć z tych sesji odbyło się na przestrzeni zaledwie kilkunastu miesięcy, pomiędzy lutym 1973 roku, a październikiem 1974. Dominują tu zatem utwory z pierwszych trzech, najbliższych zwykłe

[Recenzja] Opeth - "Sorceress" (2016)

Obraz
Jeśli ktoś, choćby pod wpływem okładki, liczył na powrót deathmetalowych elementów do twórczości Opeth, to może poczuć się zawiedziony. "Sorceress" idzie drogą wyznaczoną przez "Heritage" i kontynuowaną na "Pale Communion". Nie ma tu żadnych growli, metalowych riffów ani brutalnych bębnów. Zamiast tego zespół okopał się w estetyce retro-proga. Tradycyjnie nie brakuje nawiązań do przeszłości już w samych tytułach poszczególnych utworów - tym razem podebranych m.in. od Cream ("Strange Brew"), The Moody Blues ("The Seventh Sojourn") czy Wishbone Ash ("Perspehone"). Jest też odniesienie do Jimiego Hendrixa i jego "Voodoo Child (Slight Return)" w "Persephone (Slight Return)", a także wspomnienie wytwórni Chrysalis, dla której nagrywali m.in. Procol Harum, Jethro Tull czy Gentle Giant. Musiały też, jak zwykle, pojawić się nazwy mało znanych grup z przeszłości: The Wilde Flowers - której byli muzycy założyli p

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Machine Gun: The Fillmore East First Show" (2016)

Obraz
Na przełomie 1969 i 1970 roku Jimi Hendrix dał cztery występy w nowojorskim Fillmore East - po dwa 31 grudnia oraz 1 stycznia. Towarzyszył mu wówczas nowy zespół, nazwany Band of Gypsys, w skład którego wchodzili także basista Billy Cox i perkusista Buddy Miles. Grupa okazała się efemerydą. Pod koniec stycznia zagrała jeszcze jeden koncert, który był kompletną porażką z powodu występującego na haju lidera. Niektórzy wierzą, że to ówczesny menadżer, Michael Jeffery, podał muzykowi LSD, ponieważ chciał rozpadu Band of Gypsys oraz powrotu wcześniejszej grupy The Jimi Hendrix Experience, z Mitchem Mitchellem i Noelem Reddingiem. Jeżeli faktycznie tak było, to osiągnął swój cel jedynie połowicznie. Band of Gypsys faktycznie się rozpadło, a do swojego kolejnego składu Jimi ściągnął z powrotem Mitchella, ale jednocześnie zdecydował się kontynuować współpracę z Coxem, swoim kumplem jeszcze z czasów służby wojskowej. Wszystkie cztery występy tria w Fillmore East zostały profesjonalnie za

[Recenzja] Led Zeppelin - "The Complete BBC Sessions" (2016)

Obraz
Grupa Led Zeppelin zawsze była wyjątkowo powściągliwa w wydawaniu albumów koncertowych. W czasie działalności zespołu ukazała się zaledwie jedna koncertówka, "The Song Remains the Same". Kolejna ujrzała światło dzienne dopiero dwadzieścia jeden lat później. Wtedy właśnie, pod koniec 1997 roku, wydany został album "BBC Sessions". Wydawnictwo przyniosło naprawdę solidną porcję muzyki - dwie płyty kompaktowe, zawierające w sumie 24 utwory o łącznym czasie trwania przekraczającym dwie i pół godziny. Niestety, był też pewien mankament - album nie wyczerpał tematu nagrań zespołu dla brytyjskiego radia. Część materialu pominięto z prozaicznego powodu braku miejsca. Na ich publikację trzeba było czekać niemal kolejne dwadzieścia lat. Właśnie wydany album "The Complete BBC Session" zawiera zarówno materiał znany z "BBC Sessions", jak i trzeci kompakt - dostępne jest także pięciopłytowe wydanie winylowe - z dziewięcioma dodatkowymi utworami, z których

[Recenzja] Ghost - "Popestar" (2016)

Obraz
To chyba nowa tradycja, że niedługo po wydaniu kolejnego albumu - od premiery płyty "Meliora" minął ledwie rok - Ghost wraca z EPką wypełnioną głównie przeróbkami cudzych kompozycji. W przeciwieństwie jednak do "If You Have Ghost" sprzed trzech lat, "Popestar" zawiera też jeden autorski, zupełnie premierowy kawałek. Jeżeli jest to nagranie z tej samej sesji, co "Meliora", to zupełnie mnie nie dziwi, że "Square Hammer" nie znalazł się na tamtym wydawnictwie. Odstawałby jednak nie tyle poziomem, co charakterem - to Ghost w nieco lżejszym, bardziej przebojowym wydaniu. Całkiem możliwe, że to najbardziej chwytliwy kawałek w dotychczasowej karierze tajemniczej grupy. Pewnym zaskoczeniem może być natomiast wybór cudzesów, bo Echo & The Bunnymen, Simian Mobile Disco, Eurythmics czy szwedzka grupa post-punkowa Imperiet to stylistycznie raczej odległe klimaty od Ghost. Szczególnie udanie wypada "I Believe" SMD, który z tandetnego

[Recenzja] Svvamp - "Svvamp" (2016)

Obraz
Svvamp to pochodzące ze Szwecji hard/blues-rockowe power trio ze śpiewającym perkusistą. Muzycy mają prosty pomysł na swoją twórczość. Eponimiczny debiut zespołu to jeden wielki hołd dla grup w rodzaju Cream, Free, The Jimi Hendrix Experience, Led Zeppelin czy ogólnie muzyki z przełomu lat 60. i 70. Żadnych wątpliwości nie pozostawiają zresztą tytuły utworów w rodzaju "Fresh Cream" czy "Free at Last", nawiązujące do tak samo zatytułowanych płyt wiadomych zespołów, albo podebrany od Neila Younga "Down by the River". Nawet brzmienie jest stylizowane na tamtą epokę. Dobrze, że chociaż miks okazuje się bardziej współczesny, ze sprawiedliwie rozłożonymi instrumentami po kanałach i bez faworyzowania żadnego z nich. Nie da się jednak ukryć, że trio idzie po linii najmniejszego oporu, prezentując zbiór prostych, standardowych piosenek, podczas gdy w takiej stylistyce aż prosiłoby się o bardziej swobodne, jamowe podejście. Wśród jedenastu kawałków, trwających

[Recenzja] Monarch - "Two Isles" (2016)

Obraz
Na debiutancki album kalifornijskiej grupy Monarch zwróciłem uwagę za sprawą okładki. Ta dość jednoznacznie kojarzy się z latami 60. i wyraźnie wskazuje na inspirację ówczesną kalifornijską sceną psychodeliczną, co jednak tylko w pewnym stopniu zdradza muzyczną zawartość. Płytę tego amerykańskiego zespołu wydała duńska oficyna o hiszpańskiej nazwie El Paradiso Records, specjalizująca się w klimatach retro. "Two Isles" niewątpliwie jest albumem niedzisiejszym. Kojarzyć się może z twórczością Quicksilver Messenger Service, The Allaman Brothers Band czy Wishbone Ash, a to za sprawą nieco jamowych utworów, zdominowanych przez solówki aż trzech gitarzystów, nierzadko prowadzone symultanicznie. Sporo tutaj też gitary akustycznej, wyraźnie pulsującego basu czy oldskulowych brzmień klawiszowych - melotronu lub Wurlitzera. Co ciekawe, sami muzycy wskazują też na inspirację shoegaze'em, jednak ogranicza się ona do lekko rozmytego brzmienia, które wciąż bardziej kojarzą mi się z

[Recenzja] Blues Pills - "Lady in Gold" (2016)

Obraz
Wydany dwa lata temu eponimiczny debiut Blues Pills był pewną sensacją na retro-rockowej scenie. Wprawdzie pod względem instrumentalnym nie prezentuje tamta płyta nic specjalnego - ot, solidnie zagrana imitacja klasycznego rocka przełomu lat 60. i 70. - jednak wyróżnia się warstwą wokalną. Przy mikrofonie w Blues Pills stoi bowiem dziewczyna, co w tego typu graniu wciąż stanowi raczej rzadkość. Elin Larsson to zresztą główny atut grupy; nie przypadkiem porównywano ją z Arethą Franklin, Grace Slik czy Janis Joplin. "Lady in Gold" idzie zresztą w podobnym kierunku, w jakim Joplin skręciła po rozstaniu z Big Brother and the Holding Company. Do znanej z debiutu mieszanki psychodelii, bluesa i hard rocka doszły wyraźne wpływy rhythm and bluesa czy soulu, dając Larsson możliwość pokazania w pełni swoich umiejętności. Uwagę zwraca na pewno bogatsze brzmienie "Lady in Gold". O ile na debiucie klawisze były tylko sporadycznym dodatkiem do gitary, basu i perkusji, tak tut

[Recenzja] Deep Purple - "Long Beach 1976" (2016)

Obraz
Niewiele zespołów wydało tyle koncertówek, co Deep Purple. Zapowiedzi kolejnych - pojawiające się nawet po kilka razy w ciągu roku - nie robią już na mnie żadnego wrażenia. Czasem jednak któreś z tych wydawnictw zwróci moją uwagę. Tak też jest w przypadku "Long Beach 1976", którego już jutro będzie miał swoją premierę. Jest to bowiem zapis występu składu znanego jako Mark IV, który istniał zaledwie kilka miesięcy i pozostawił po sobie tylko jeden album - niedoceniany, choć przecież bardzo dobry "Come Taste the Band". Dotąd miałem okazję zapoznać się tylko z jedną koncertówką tego wcielenia Deep Purple, wydaną jeszcze w latach 70. "Last Concert in Japan". Niestety, jest to akurat zapis niezbyt udanego koncertu, na co wpłynęły problemy Tommy'ego Bolina z ręką, będące rezultatem leżenia na niej przez kilka godzin po zapadnięciu w narkotykowy trans, co uniemożliwiło mu precyzyjną grę na gitarze. Dlatego też postanowiłem sprawdzić, na co naprawdę było s