Posty

Wyświetlam posty z etykietą jeff beck

[Artykuł] Lubisz Led Zeppelin i szukasz więcej muzyki w tym stylu? Są lepsze możliwości, niż Greta Van Fleet

Obraz
Autentycznie przeraża mnie rosnąca popularność Grety Van Fleet i coraz większy szum wokół tej kapeli. Amerykański kwartet, niedawno debiutujący albumem "Anthem of the Peaceful Army", w sposób jawny, bezczelny i niewyobrażalnie odtwórczy kopiuje stylistykę Led Zeppelin. Nie tylko nie dodaje nic do siebie, ale wręcz jeszcze bardziej ją upraszcza, sprowadzając wyłącznie do prostych piosenek, całkowicie pozbawionych ambicji, jakie nierzadko zdradzał brytyjski kwartet. O ile mogę zrozumieć, że muzycy GVF po prostu nie mają żadnych artystycznych aspiracji i wystarcza im zabawa w swój ulubiony zespół, tak nie mogę pojąć, dlaczego ich twórczość jest tak nachalnie promowana przez media. Coraz więcej ludzi daje się nabrać na głoszone przez dziennikarzy bzdury o rzekomej świeżości (najlepszą odpowiedzią na to jest nazwanie przez magazyn "Pitchfork" muzyki zespołu  czerstwym, wyświechtanym, przecenianym retrofetyszyzmem ) i nowej nadziei dla muzyki rockowej (choć przecież poka

[Recenzja] Jeff Beck with The Jan Hammer Group - "Live" (1977)

Obraz
Okładka tego wydawnictwa właściwie mówi wszystko na temat zawartości. To zapis wspólnych koncertów Jeffa Becka z grupą Jana Hammera, byłego klawiszowca Mahavishnu Orchestra. Muzycy współpracowali ze sobą już wcześniej na albumie "Wired", sygnowanym nazwiskiem gitarzysty. Materiał na "Live" zarejestrowano podczas amerykańskich występów, na przełomie lata i jesieni 1976 roku. Nie wiadomo jednak podczas których konkretnie koncertów. Na repertuar składają się kompozycje z albumów zarówno Becka (trzy z "Blow by Blow", jeden z wspomnianego "Wired"), jak i Hammera (dwa z sygnowanego wspólnie z Jerrym Goodmanem "Like Children", jeden z solowego "The First Seven Days"). Kto słyszał już wcześniej przynajmniej jedno z wymienionych wydawnictw, z pewnością nie będzie zaskoczony zawartością "Live". Obaj liderzy - wsparci przez grającego na skrzypcach Steve'a Kindlera, basistę Fernando Saundersa oraz perkusistę Tony'ego

[Recenzja] Jeff Beck - "Wired" (1976)

Obraz
Na następcy słynnego "Blow by Blow" Jeff Beck jeszcze dalej zapuszcza się w klimaty jazzowo-funkowe. Gitarzysta zaprosił nawet do współpracy takich muzyków, jak Jan Hammer i Narada Michael Walden, którzy w różnym czasie byli członkami Mahavishnu Orchestra. W nagraniach brał też udział doświadczony basista Wilbur Bascomb, jazzowy perkusista Ed Greene, a także znani już z poprzedniego albumu Max Middleton i Richard Bailey. Na repertuar złożyły się aż cztery kompozycje Waldena, po jednej Middletona ("Led Boots"), Bascomba ("Head for Backstage Pass") i Hammera ("Blue Wind"), a całości dopełniło wykonanie jazzowego standardu "Goodbye Pork Pie Hat" autorstwa Charlesa Mingusa. Lider tym razem nie podpisał się pod żadnym utworem, co jednak trudno uznać za zaskoczenie. Beck bywał kompozytorem z konieczności, a nie dlatego, że miał do tego szczególne predyspozycje. Mówiąc wprost, to zdolny instrumentalista bez talentu do tworzenia muzyki. &qu

[Recenzja] Jeff Beck - "Blow by Blow" (1975)

Obraz
Jeff Beck kojarzony jest przede wszystkim ze stylistyką bluesrockową. Jednak jego pierwsze solowe albumy bliższe są raczej bardzo popularnego w tamtym czasie fusion. Gitarzysta zainteresował się taką muzyką po zapoznaniu się z albumem "Spectrum" Billy'ego Cobhama, byłego perkusisty Milesa Davisa i Mahavishnu Orchestra. Po raz pierwszy usłyszał go podczas przejażdżki nowym sportowym autem Carmine'a Appice'a. Beck był pod tak dużym wrażeniem, że zrezygnował z dalszej pracy nad drugim studyjnym longplayem Beck, Begert & Appice, który ponoć został już częściowo nagrany. Zamiast tego przygotował swój pierwszy prawdziwy album solowy (sygnowany jego nazwiskiem "Truth" to tak naprawdę dzieło The Jeff Beck Group). W nagraniu "Blow by Blow" wspomogli go tacy muzycy, jak klawiszowiec Max Middleton (dawny współpracownik z czasów drugiego wcielenia Jeff Beck Group), basista Phil  Chen oraz perkusista Richard Bailey, który w ostatniej chwili zajął mi

[Recenzja] Beck, Bogert & Appice - "Live" (1973)

Obraz
"Live" to zapis dwóch występów, jakie efemeryczna supergrupa Beck, Bogert & Appice dała w Osace 18 i 19 maja 1973 roku. Ten dwupłytowy album oryginalnie został wydany wyłącznie w Japonii i przez wiele lat nie był wznawiany w żadnym innym kraju. Dopiero w XXI doczekał się wydania w Stanach (wyłącznie kompaktowego) oraz w Australii i Nowej Zelandii (kompaktowego i winylowego). Europejscy fani do dziś są skazani wyłącznie na importowane egzemplarze. Szkoda, ponieważ to ciekawsze wydawnictwo od studyjnego debiutu bez tytułu. Podobnie jak inni wykonawcy w tamtych czasach, Jeff Beck, Tim Bogert i Carmine Appice na żywo grają z jeszcze większą energią oraz ze znacznie większą swobodą, rozbudowując swoje partie i wdając się w dłuższe zespołowe improwizacje. Powtarza się tutaj praktycznie cały repertuar poprzedniego wydawnictwa. Zabrakło tylko "Oh to Love You", ale to akurat żadna strata. Już na otwarcie pojawia się najlepszy utwór z tamtego longplaya, "Superst

[Recenzja] Beck, Bogert & Appice - "Beck, Bogert & Appice" (1973)

Obraz
Gdy w 1972 roku doszło do rozpadu zespołów The Jeff Beck Group i Cactus, w końcu stała się możliwa współpraca Jeffa Becka z Timem Bogertem i Carminem Appice'em. Muzycy planowali nagranie czegoś razem już kilka lat wcześniej, ale wtedy na przeszkodzie stanął samochodowy wypadek gitarzysty. Sekcja rytmiczna założyła wówczas Cactus, a Beck po powrocie do zdrowia zebrał zupełnie nowy skład swojej grupy, m.in. z klawiszowcem Maxem Middletonem oraz wokalistą Bobbym Trenchem. Obaj zostali zaangażowani także do nowego projektu, jednak szybko zrezygnowali. Beck, Bogert i Appice zdecydowali się działać jako trio, dzieląc między siebie obowiązki wokalne, które spadły głównie na perkusistę oraz basistę. W trakcie nagrywania eponimicznego albumu wspomogli ich klawiszowcy Duane Hitchings (ze składu Cactus) i Jimmy Greenspoon, jednak ich wkład nie był istotny. Zespół postawił na bardziej surowe granie, nawiązując do niegdysiejszej mody na tzw. power tria. Gitara wcale nie jest tu wiodącym in

[Recenzja] The Jeff Beck Group - "Jeff Beck Group" (1972)

Obraz
Longplay "Rough and Ready" nie powtórzył sukcesu albumów oryginalnego wcielenia The Jeff Beck Group, "Truth" i "Beck-Ola". Muzycy postanowili zatem powrócić do wcześniejszej formuły. Na swoim kolejnym wydawnictwie ograniczyli wpływy funku i soulu, wrócili do bardziej bluesowego grania. A ponieważ Beckowi zawsze lepiej wychodziło granie cudzych niż własnych kompozycji, w repertuarze znów dominują przeróbki, których wybór często jest dość zaskakujący - sięgnięto bowiem do dorobku m.in. Boba Dylana ("Tonight I'll Be Staying Here with You") i Steviego Wondera ("I Got to Have a Song"), ale też po popową piosenkę "I Can't Give Back the Love I Feel for You", przerobioną na instrumentalny popis lidera. Album nie posiada tytułu, jakby chciano zasugerować: to właśnie taki Jeff Beck Group, jaki lubicie najbardziej . Problem w tym, że nie. To tylko cień  tego, czym był ten zespół pod koniec poprzedniej dekady. Solówki Becka

[Recenzja] The Jeff Beck Group - "Rough and Ready" (1971)

Obraz
Możliwą przyczyną, dlaczego Jeff Beck nigdy nie zdobył aż takiej popularności, jak Eric Clapton i Jimmy Page, był rozpad The Jeff Beck Group tuż przed zaplanowanym udziałem w festiwalu Woodstock. Nie było już czasu na znalezienie nowych muzyków, występ musiał zostać odwołany. Jakiś czas później gitarzysta nawiązał współpracę z sekcją rytmiczną właśnie rozwiązanego Vanilla Fudge, basistą Timem Bogertem i Carminem Appice'em. Wówczas nic z tego nie wyszło przez samochodowy wypadek Becka. Bogert i Appice założyli zespół Cactus, który pochłonął ich na kolejne dwa i pół roku. Po tym czasie projekt Beck, Bogert & Appice doszedł w końcu do skutku. W między czasie brytyjski muzyk nie tylko zdążył wrócić do zdrowia, ale też zebrał zupełnie nowy skład i nagrał dwa kolejne albumy pod szyldem Jeff Beck Group. W odświeżonym zespole znaleźli się wokalista Alex Ligertwood, klawiszowiec Max Middleton, basista Clive Chaman, a także najbardziej w tym gronie znany Cozy Powell (późniejszy

[Recenzja] The Jeff Beck Group - "Beck-Ola" (1969)

Obraz
"Beck-Ola", drugi album The Jeff Beck Group (i pierwszy, który ukazał się pod tym szyldem), został zarejestrowany niespełna rok po bardzo udanym "Truth". W międzyczasie Beck pozbył się perkusisty Micky'ego Wallera, którego sposób gry uważał za zbyt miękki. Potrzebował bębniarza, którego gra będzie bardziej adekwatna do muzyki zespołu, coraz bardziej oddalającej się od bluesowych korzeni w stronę hard rocka (jakby próbując dogonić Led Zeppelin, który przecież sam sporo zawdzięczał Jeff Beck Group). Znalazł takiego muzyka w osobie Tony'ego Newmana, późniejszego członka May Blitz oraz współpracownika Davida Bowie. Z drugiej strony, do składu na stałe dołączył też pianista Nicky Hopkins, co nieco złagodziło brzmienie. Kolejna istotna różnica w porównaniu z "Truth" to fakt, że tym razem na album trafiły tylko dwie cudze kompozycje. Obie zresztą z repertuaru Elvisa Presleya, co wydaje się raczej dziwnym wyborem. "Jailhouse Rock" jest zag

[Recenzja] Jeff Beck - "Truth" (1968)

Obraz
Brytyjski gitarzysta Jeff Beck zaczynał karierę w grupie The Yardbirds, która dziś jest pamiętana nie tyle dzięki swoim dokonaniom, co muzykom, jacy przewinęli się przez jej skład. Dość wspomnieć, że poprzednikiem Becka w zespole był Eric Clapton, a następcą - Jimmy Page. Każdy z tej trójki zrobił później wielką karierę, a także pozostawił po sobie kilka wspaniałych albumów. Podobnie jak pozostała dwójka, Beck po odejściu z Yardbirds założył swój własny zespół. Co prawda The Jeff Beck Group nigdy nie cieszył się taką popularnością, jak Cream i Led Zeppelin, jednak jego debiutancki "Truth" - z przyczyn kontraktowych wydany wyłącznie pod nazwiskiem lidera - jest jednym z najlepszych albumów na pograniczu bluesa i rocka, a także jednym z fundamentów hard rocka. Zupełnie nie słusznie pozostaje w cieniu późniejszych dokonań Led Zeppelin, dla których niewątpliwie był drogowskazem. O przypadku nie może być mowy, gdyż w nagraniach uczestniczyli Jimmy Page i John Paul Jones. Od